środa, 2 grudnia 2015

Rozdział 14 ,,Powrót do domu"

*Charlie*
Wróciłem do baru.Nie zastałem tam ani Wery,ani Karoli ani Leosia.Jednak już po chwili usłyszałem krzyki dobiegające z męskiej toalety.
- Ej! Dziewczyny co wy robicie!? - zauważyłem je próbujące dostać się do mojego przyjaciela
- Charlie powiedz nam o co chodzi - mówiły spokojnym już tonem
- My... my szykujemy wam niespodziankę,dlatego nie chcieliśmy wam mówić - musiałem coś wymyślić
- Trzeba było tak od razu.A po za tym nie za dużo już tych prezentów, chłopaki?  - spytała Wera
- Ee tam.Chodźmy już do hotelu. - chciałem jak najszybciej zmienić temat
- Tak,jestem zmęczony. - z toalety wyszedł Leondre
- Nie uciekaj mi więcej - przytuliła go Karolina a on ją złapał za rękę
- Nie będę,obiecuję - powiedział
Wyczerpani wróciliśmy do hotelu.Najpierw jednak odprowadziliśmy dziewczyny do domu.Położyłem się z Leo na łóżku i włączyliśmy TV.
- Nie ma nic ciekawego - przewijałem kanały
- To chodźmy już spać Charlie.Jestem zmęczony - chłopak przykrył się kołdrą i wtulił we mnie
Wyłączyłem więc telewizor i zamknąłem oczy ...

*Karolina *
Obudziłam się rano o 10.Z kuchni czułam piękne zapachy świątecznych potraw.Mama właśnie je szykowała.Tak,to już dzisiaj.Już dzisiaj wigilia ! Ubrałam swoją bluzkę w reniferki i założyłam czapkę św.Mikołaja.
- Co ty za cyrk odstawiasz kochanie - spytała mama żartobliwie
- Idę do Wery.Kupiliśmy Charliemu i Leo prezenty,które wręczymy wieczorem.
- Ale wieczorem jesz z nami kolację
- Przykro mi mamo.Nie tym razem
- No dobra,ale nie siedź długo
- Masz moje słowo - uśmiechnęłam się i wyszłam prosto  do mojej przyjaciółki
Gdy zapukałam do drzwi wybiegła  Wera i razem ze mną ekscytowała się wieścią,że już dziś są święta.
- Chodź jestem sama - zaprosiła mnie do środka
- Ja nie wierzę,że to już dzisiaj.Że to w tym miesiącu spełniliśmy swoje największe marzenie i że dziś będziemy jedli kolację ze swoim największym marzeniem ! - krzyczałam
- Ja też nie mogę w to uwierzyć! Ta wigilia będzie wspaniała!
- To niesamowite! A tak wogóle to przyszłam razem z prezentem żeby później nie wracać po niego do domu
- Spoko.Połóż go tam w rogu
Z pokoju wybiegł maleńki piesek,którego Wera dostała od Charlsa
- Jejuu jaka słodzina.Jak się nazywa? - wzięłam go na ręce
- Charlie
- To świetnie ! - maluch wchodził mi na twarz liżąc mnie po policzku
- Uwielbia zabawy,aportowanie po prostu wszystko co związane z bieganiem
- Jak to szczeniaki
- Heh tak.Chodź oglądaniemy Kevina.Jak to w święta - zaproponowała
- Dobry pomysł.Co to za święta bez Kevina.
Dzień minął bardzo szybko.W mgnieniu oka była już godzina 17.
- Myślę,że powinniśmy już iść - powiedziałam i wzięłam prezent dla Leo
- Tak! Jejj - krzyczała Wera

Weszliśmy do hotelu.Ku naszemu zdziwieniu był zapełniony ludźmi.
- Co tu się dzieje ? - spytałam sama siebie
- Charlie Lenehan i Leondre Devries wyjechali co oznacza,że hotel ponownie jest czynny - powiedział jakiś mężczyzna pracujący w tym miejscu
- Jak to wyjechali? - uklękłam na kolana i zaczęłam płakać
Wera rzuciła prezent na podłogę i zalała się łzami.
- Zostawili list - mężczyzna nam go podał
,,Dziewczyny, nie chcieliśmy wam tego robić.Jednak wymagała tego sytuacja.Przepraszamy.Nie martwcie się,niedługo wrócimy.Wesołych świąt! Kochamy Was!"
- Nie wierzę,ale dlaczego...- dalej płakałam
- Nie zdążyliśmy ich nawet pożegnać
- Wyjechali za granicę, nie połączymy się z nimi
- Dlaczego to się stało !!!? - krzyczała Wera - Dlaczego !!?

To już koniec tak jakby 1 części opowiadania :( Wrócę do Was jakoś 20 grudnia.Z tego miejsca życzę Wam wesołych,rodzinnych świat :* Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia <3

O i kochani możecie pisać w komentarzu jakie jeszcze zakładki mogę dodać na bloga by go urozmaicić ^,^

1 komentarz

Szablon by Devon